spec. ginekolog
(źródło zdjęcia Agencja Gazeta)
Jest ordynatorem szpitala w Szczecinie-Zdrojach
ul Mączna 4
http://www.szpital-zdroje.pl
Przyjmuje w gabinecie: (konsultacja przed operacją 150 zł)
ul. Niemcewicza 15
Szczecin
tel. (91) 423 71 86
https://www.andrzejniedzielski.ginweb.pl
tel. kom: 601 779 033
cena: 3468zł (dane z lipca 2009 i października 2009, dokładnie rok wcześniej było 4200zł, więc coś potaniało)
II robiłem w Szczecinie. Dr Niedzielski jest ordynatorem – już robił takie operacje, więc zna się na rzeczy 😉 sympatyczny i konkretny.
Po operacji nie ma drenów,przynajmniej mi nie założyli,oczyszczałem się naturalnie.
Cena 4200zl (w 2008 roku) niezależnie od tego ile czasu leżysz, ja wyszedłem na 5 dzień bo chciałem.
Potrzebne dokumenty: zaświadczenie o transseksualizmie – to najważniejsze, ja dałem jeszcze zaświadczenie o przebytej op. I i badania ginekologiczne, oraz grupę krwi. Badania morfologiczne na potrzeby operacji robią na miejscu, ginekologiczny wgląd także.
No i nie zapomnieć oczywiście po operacji o pieluchach – na początek a później o podpaskach. Brzmi strasznie ale naprawdę niezbędne.
Koszt operacji 3468 zł 😀 (październik 2009)
Tydzień musiałem przeleżeć w szpitalu po drugiej operacji. No ale od początku… o tym że będę miał operację dowiedziałem się na dwa dni przed nią. Do operacji nie jest potrzebny nowy dowód osobisty, ale konieczne są papiery takie jak: nowy pesel, ubezpieczenie zdrowotne na nowe dane (ja mam z urzędu pracy), skierowanie od lekarza prowadzącego na oddział ginekologiczny i drugie na oddział chirurgiczny, decyzja o zmianie imienia i nazwiska, nowy akt urodzenia i wyrok sądu. Koszt panhisterektomii w Szczecinie (Policach) to 3468 zł, a więc jednak taniej niż rok temu gdy było 4200 zł.
Na izbie przyjęć pojawiłem się wcześnie rano, oczywiście na czczo, wzięli moje skierowania, spisali wszystkie dane z aktu urodzenia, nowy pesel i dane z ubezpieczenia a potem kazali iść pod gabinet ginekologiczny. Głupio się tam czułem, ludzie mi się przyglądali czemu czekam do ginekologa, ale że byłem z mamą wyglądało to tak jakbym był z nią a nie ona ze mną 😉 Byłem na maksa zestresowany i przekonany że czeka mnie tam badanie ginekologiczne, w końcu wyszła stamtąd pielęgniarka i poprosiła mnie do innego gabinetu by zmierzyć mi ciśnienie… z tego stresu miałem bardzo wysokie, bo aż 180, a nigdy w życiu takiego nie miałem, zawsze mam około 120/90. Domyślili się że to z nerwów. Po tym badaniu mogłem już iść się przebrać w piżamę i iść na oddział. Pobrali mi tam jeszcze krew do kilku badań, mimo że przywiozłem sporo świeżutkich wyników, ale czegoś im tam jeszcze brakowało, więc chyba nie warto robić wcześniej tych badań, bo zrobią jeszcze swoje. Potem poprosili mnie do chirurga, zrobił ze mną wywiad, wypełniłem ankiety, podpisałem zgodę na zabieg, a on skserował sobie wszystkie moje dokumenty. Przyszedł ordynator – dr Niedzielski, który mnie operował. Zbadali mnie jeszcze ginekologicznie (usg dopochwowe) :-/ dowiedziałem się, że jeden jajnik już bardzo zanika, a poza tym wszystko jest w porządku. Mogłem się ubrać i wyjść.
Około czterech godz. musiałem poczekać aż zwolni się dla mnie sala. Miałem salę dwuosobową z tv i łazienką tylko dla siebie 😀 czułem się trochę jak w hotelu heh. Potem już mogłem trochę zjeść i pić, ale nie za dużo bo następnego dnia o 8:00 miała być operacja. Dosyć spokojnie spędziłem ten dzień, pytali czy chcę coś na sen albo na uspokojenie, ale ja jakoś dziwnie bezstresowo do tego podchodziłem. Po południu dostałem jakieś trzy albo cztery tabletki przeciwzapalne i tyle samo w postaci kuleczek, by „wygazować”, no i czopek – bisacodyl, żeby się przeczyścić. Wieczorem przyszła pielęgniarka i zrobiła mi lewatywę. Śmiać mi się chciało jak mówiła żeby jak najdłużej wytrzymać, tak około 10-15 minut, pomyślałem sobie spoko czemu miałbym tyle nie wytrzymać? Ledwo wyszła z sali, zacząłem pisać smsa do domu że właśnie mi zrobili lewatywę, ale go nie dokończyłem, nie minęła jeszcze minuta a ja już nie wiedziałem jak mam leżeć żeby nie poleciało ze mnie haha ból i parcie było nie do zniesienia. Każda sekunda była udręką, w końcu po 8 min. ledwo dobiegłem do kibla… Nie przeczyściło mnie zbyt mocno, bo wcześniej malutko jadłem i rano przed izbą przyjęć z nerwów sam zdążyłem się tego pozbyć.
Całą noc przespałem bez problemu, po 7:00 przyszła pielęgniarka, założyła mi wenflon, dała pół niebieskiej tabletki i kazała się przebrać w zieloną, długą koszulę. Coś jeszcze wstrzykiwała do wenflonu ale prawie niczego nie pamiętam. Nie wiem jak znalazłem się na sali operacyjnej, pamiętam tylko że mieli problem wkłuciem się w mój kręgosłup, bo podobno mam w tym miejscu mocno umięśnione plecy, śmiałem się że jestem po prostu gruby a nie umięśniony, ale babka się upierała że umięśnione. Znieczulenie nie bolało, nawet nie poczułem wkłucia, reszty nie pamiętam. Budziłem się kilka razy w trakcie operacji, śmiałem się z czegoś, potem obudziło mnie własne chrapanie i znów było wesoło, ale te przebudzenia były chwilowe, po około 10 sekundach ponownie zasypiałem. Po głupim jasiu wszystko mi się plątało i chyba nie dojdę do tego co w jakiej kolejności działo się tuż przed operacją. Wiem tylko jedno – zero stresu. Obudziłem się na sali pooperacyjnej, zapytałem tylko czy wszystko w porządku i ile trwała operacja, a trwała około 2 i pół godziny. Znieczulenie zaczęło puszczać dość szybko, szybciej mogłem ruszać prawą nogą, lewa troszeczkę wolnej. Bałem się wcześniej tego znieczulenia, a niepotrzebnie.
Najgorsze, że nie założyli mi cewnika, a podawali bardzo dużo kroplówek przez co brzuch bolał jeszcze bardziej bo pęcherz był napełniony. Poprosiłem o basen i duuuużo czasu na nim spędziłem zanim pęcherz zaczął choć troszkę pracować, pomalutku udawało mi się go opróżniać. W końcu zasnąłem na tym basenie 😉 ale był potrzebny prawie cały czas, poprosiłem nawet o cewnik bo wtedy pęcherz sam się opróżnia i nic nie boli, ale uznali że skoro już mi się troszkę udało to będzie coraz lepiej, a cewnik to jednak już jest jakaś ingerencja tam i że mogą potem być jakieś zakażenia czy coś. Na początku nie chciałem morfiny, bo kojarzy mi się z ćpunami, myślałem że jakieś zwykłe przeciwbólowe wystarczą, ale niestety nie wystarczyły, nagle zaczęło mnie boleć tak że cały się spociłem i zacząłem rzucać na łóżku, przybiegła pielęgniarka i poleciała po morfinę. Zasnąłem, było lepiej choć i tak bolało, ale był to już ból możliwy do zniesienia. Na pooperacyjnej przeleżałem cały dzień i noc, byłem ciągle podłączony pod aparaturę, która mierzyła mi puls, ciśnienie i nie wiem co tam jeszcze.
Następnego dnia pozwolili mi wstać i iść do łazienki a potem przenieśli mnie już na moją salę. Prawie wcale nie krwawiłem po operacji, jakieś tylko leciutkie plamienia czasami jak za szybko wstawałem czy się podnosiłem z łóżka. Nie wolno mi było nawet łyka wody wziąć aż przez trzy dni! Jedynie mogłem zwilżać usta nasączonym wodą gazikiem… marzyła mi się wtedy szklanka zimnej coca coli… Na początku dostałem tylko sucharki i jakiś kleik, którego nie byłem w stanie przełknąć, więc odstawiłem to natychmiast, za to sucharki były dobre. Potem już byłem na lekkiej diecie i normalniejsze jedzenie mi dawali. W szpitalu są śniadania, obiady i kolacje, wszystko przynoszą do sali, z głodu się nie umrze 😉
Pielęgniarki mają świetny kontakt z lekarzami, widać że dobrze im się razem pracuje, że tworzą zgrany zespół i się lubią. Wszyscy są tam super sympatyczni. Przychodzili do mnie z dwóch oddziałów, z ginekologicznego i chirurgicznego, a leżałem na chirurgicznym, żeby nikt się nie dziwił co chłop robi na ginekologii. Cały pobyt w szpitalu wspominam miło, no gdyby nie ból, problemy z wstawianiem, siedzeniem i chodzeniem, ale to norma. Pielęgniarki były na każde zawołanie, zawsze uśmiechnięte, chętne do pomocy, rozmów, bardzo sympatyczne. Każdemu polecam ten szpital. Jeszcze muszę poczekać około trzech tygodni na wynik badania histopatologicznego, bo sprawdzą to co wycięli. Minął tydzień od operacji, czuję się coraz lepiej, blizna chyba będzie niewidoczna. Cieszę się, że mam to już za sobą.
7 VII 2010 zameldowałem się w szpitalu w Zdrojach. Było trochę papierkowej roboty, przy której pielęgniarka z początku nie wiedziała, czy jestem k/m czy m/k (ale przeprosiła, mówiąc, że od niedawna się tym zajmują). Parę badań: krew, USG, rentgen klatki piersiowej. Miałem leżeć na urologii, ale akurat była wolna pojedyncza sala na ginekologii, więc tam mnie dali (i tak bym tam wylądował po operacji). Musiałem ogolić krocze i przebrać się w szpitalną koszulę, taką długą. Doszło jeszcze podpisywanie zgody na zabieg i rozmowa z anestezjologiem. A, i lewatywa 😛
Operacja była następnego dnia o 13. Dostałem znieczulenie od pasa w dół (zastrzyk w kręgosłup – trochę bolało), oprócz tego coś na sen, ale nie całkiem zadziałało, bo podczas operacji byłem półprzytomny. Oczywiście zero bólu, tylko wrażenie jakby mi ktoś naciskał na brzuch i dół mostka – raczej śmieszne niż nieprzyjemne. Odwieźli mnie na salę. Byłem podłączony do jakiejś maszynki, która co jakiś czas mierzyła mi ciśnienie (zastanawiałem się jak ja mam z tym spać, ale na szczęście zdjęli ją na noc). I wszystko było ok do chwili gdy znieczulenie zaczęło puszczać. I zaczęło boleć jak jasna **********, ze 4 razy dzwoniłem po pielęgniarki, dostałem 2 morfiny i jeszcze coś, ale średnio pomogły, dopiero pod sam wieczór ból się zmniejszył do poziomu znośnego. Jeszcze od tych przeciwbólowych zwymiotowałem.
Na drugi dzień w sumie nic ciekawego, lekarz wpada 2 razy na dzień z kontrolą (lekarz dyżurny – w ogóle nie widziałem w szpitalu Niedzielskiego, nie jestem nawet pewien czy to on operował). Co jakiś czas mierzenie ciśnienia, temperatury, zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch, przeciwbólowe i oczywiście kroplówka. Pod wieczór mogłem już pić trochę wody. Zdjęli mi opatrunek – szew jest duży, 15 cm. Co prawda miałem i mam nadal wrażenie, że strasznie mi opuchło, ale żaden z lekarzy nie zauważył nic niepokojącego. Pod wieczór wstałem, ale czułem się dość słabo.
Na trzeci dzień zdjęli mi cewnik, odpięli kroplówkę i dostałem suchary i herbatę (na śniadanie, obiad i kolację 😛 jak ktoś chce, to można jeszcze kleik). Trochę wstawałem, ale boli a i chód ma się niepewny. Ogólnie bólu już dużo mniej, jak się leży to praktycznie nic, najwięcej przy wstawaniu i chodzeniu (mogę tylko małymi kroczkami). A, i mogłem leżeć na boku.
Wypisali mnie na czwarty dzień po badaniu. Wypis ze szpitala miał być do odebrania we wtorek, ale powiedziałem, że wyjeżdżam i zgodzili się wysłać pocztą. Rachunek też, nie wiem jeszcze dokładnie ile.
Ogólnie nie mam zastrzeżeń. Szpital czysty, jest spokojnie, personel też ok, może z wyjątkiem 1 czy 2 pielęgniarek, które traktowały pacjenta trochę z góry, ale to może tylko moje wrażenie.
Najnowsze komentarze